środa, 13 stycznia 2016

Prolog

  Ahsoka
Siedziała na trawie, na dość wysokim klifie. Patrzyła na zachód słońca który był tak piękny że nie mogła oderwać od niego wzroku. W dole widziała domy i ich cienie leżące na ziemi w których mieszkali jej rodacy. Wciąż wspomnienia z Zakonu nie dały jej myśleć o niczym innym. Minęły już dwa lata od kąd odeszła. Wiedziała że odchodząc zraniła wiele osób. Ale czuła że powinna tak zrobić. Jednak wciąż coś ciągnęło ją do powrotu na dawną drogę życia. 
Wstała i skierowała się do domu jeszcze raz spoglądając na zachód słońca. Szła i szła, minęła dwa duże wysokie drzewa bambusu i krzak z jagodami. Wokół niej roztaczał się piękny las a w nim mnóstwo zwierząt. Najbardziej obawiała się akula. Nie nawiedziła akulów ponieważ jeden z ich grupy zabił jej matkę i ojca kiedy akurat wracała z Courusant. To był dla niej wielki cios. Teraz obecnie mieszkała z ciotką którą traktowała jak matkę. -Stang! Zapomniałam o kolacji! - po czym wróciła się do krzaku jagody. Myślała że nic już nie potrafi jej dziś mocniej wkurzyć. A jednak... Będąc już przy krzaku i zbierając po kolei owoce zobaczyła statki separatystów na horyzoncie i poczym szybko pobiegła do wioski. Biegła tak szybko że nawet nie zauważyła jak ciemna postać wstrzyknęła jej na odległość truciznę. -Au! Co to? Co ... Co się dzieje ? -czuła jak po mały traci przytomność -Nie Ahsoka nie możesz teraz stracić przytomości! Ciocia Cię potrzebuje! -wzięła się w garść i pobiegła dalej czując że kréci jej się w głowie.  Zbiegła z klifu i skierowała się w stronę domku cioci. Czuła jak odrzywa w niej coś co kryło się w niej przez te dwa lata. 
Wbiegła przez bramę i zobaczyła jak separatyści i nie tylko ponieważ była z nimi nawet watacha śmierci ''zaganiają'' togrutanów do jeden kupy po czym wsadzają po kilku na statek. Wzięła rozpęd i zrobiła ładne salto nad watachą i blaszakami. Wylądowała przed nimi i przyciągnęła z krzaków swoje miecze ponieważ schowała je tam bo nie chciała ich oddać. Złapała je i włączyła. 
-Mówiłeś że Jedi przylecą tu za pięć minut! -krzyknął dowódca watahy. 
-Spokojnie. To ta co odeszła z Zakonu. Spokojnie. Zaraz będziemy mieli ją z głowy. -powiedział ''podwładny'' przywódcy. 
-Może ją tak ale nas nie. -odezwał się bardzo znajomy głos. Ahsoka wręcz zamarła kiedy usłyszała głos mistrza Kenobiego. 
Watacha wszyscy się odwrócili i zobaczyli Kenobiego, Anakina, Aylę Securę, Yodę, Windu i Lumimarę. Natychmiast rozpętała się walka w której sama brała udział. Zajęła się przywódcą watachy z którym miała zaszczyt walczyć już kiedyś. Jako pierwszy przeszedł do ataku. Chciał zadać jej cios w okolice głowy ale zrobiła szybki unik i żądała cios w ramię. Jęknął z bólu. 
-Zaraz tego porzałujesz! -krzyknął i żucił się na nią ale ona znowu zrobiła płynny unik tym razem zadając cios w nogę.
-Ty porzałujesz. Próbowałeś złapać moich rodaków. Teraz poczujesz mój gniew. - po wypowiedzianej mu groźbie pobiegł w stronę lasu a ta pobiegła zanim. Goniła tego tchurza. Nie wiedziała że w jej ciele krąży bardzo trująca substancja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz